Władysław Syrokomla
Gawędy
O chwale bożej i chwale królewskiej
Gawęda z żebrackiego żywota
I
W kruchcie jednéj niedzieli, wynędzniali, nieśmieli,
Dwaj żebracy siedzieli.
A że wcześnie dość było, a gawędzić tak miło,
Więc się sobie gwarzyło.
Gwarzą różnie a różnie, satyrycznie, ostróżnie,
O panach, o jałmużnie,
O kalectwie i latach, o szatach i o łatach,
O dziadowskich intratach1.
O żebrackim swym stanie, o dzwonach, o organie,
I o księdzu plebanie.
I rzekł Szczudło koledze: «Wiész, że doma2 nie siedzę.
Czasem wioski odwiedzę.
Czasem sobie zachodzę pod figurę przy drodze,
I tam piosnki wywodzę3.
Jest przychód jaki taki, na dzień ze dwa szostaki,
Na kupienie tabaki.
Ale najlepsza rada, iść, gdzie odpust wypada,
Gdzie narodu4 gromada;
Mówić święte pacierze i śpiéwać piosnki szczerze,
A pewno się grosz zbierze.
Ale jedna przestroga, módl się tylko do Boga,
Nie patrz, czy kwota mnoga.
Bierz jak podarek Boży, kto ci do ręki włoży,
A Pan Bóg ci przymnoży.
I twych modłów nie straci, za jałmużnę współbraci,
Dobrodziejom zapłaci!»
Słuchał Kostél téj mowy «Rozum rzecze wart głowy,
Koncept wielce jałowy.
Iść pod krzyżyk a może! zbierzesz skarby nieboże,
Pan Bóg ci dopomoże.
A ja idę we dwory, choć żebrackie ubiory
Psy szarpają ze sfory.
Mam jałmużny do syta, król mię żywi i kwita.
Pełna moja kaléta.
Człek się wesprze na kuli, idzie pod zamek króli,
Do muru się przytuli.
Tam zjeżdżają się pany, wojewody, hetmany,
Każdy w złoto przybrany.